Drogi Czytelniku,
z pewnością jesteś klientem przynajmniej jednego banku, któremu ufasz, że bezpiecznie przechowa Twoje pieniądze. Zaufanie do banków wzięło się po części z powszechnego przeświadczenia o ich wiarygodności. Każdy z nas słyszał potoczne powiedzenia wyrażające pewność lub gwarancję, takie jak: „na bank”, „bankowo”, „masz to jak w banku” itp. Choć pracowników banku nie nazywa się już formalnie „urzędnikami”, to wiele osób traktuje wciąż słowa bankowca niemal jak delficką wyrocznię. Pamiętajmy jednak, że banki nie są instytucjami charytatywnymi i muszą zarabiać. Niektóre z nich, bazując na wspomnianym zaufaniu, w pogoni za zyskami przekroczyły jednak pewną granicę.
Niniejsze opowiadanie stanowi anty-przykład doradztwa finansowego. Jego celem jest nakłonienie Cię, drogi Czytelniku, do zachowania racjonalności i do głębszej refleksji nad tym, w co inwestujesz swoje pieniądze. Aby uniknąć surowego prawienia morałów wzbogaciłem tekst o „smaczki” i zabawne sytuacje z życia pracowników banku. Dzięki temu opowiadanie idealnie pasuje do porannej kawy.
Tekst jest inspirowany zasłyszanymi wspomnieniami oraz książką Pawła Reszki pt. „Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy”. Zbieżność imion i nazw jest przypadkowa.
Czesław Bartłomiej Martysz, październik 2019