Czy da się uniknąć bankructw emitentów obligacji korporacyjnych?

Od czasu do czasu lubimy spojrzeć na tabelę bankructw emitentów wg ratingów S&P. Jest prosta a skrywa dużo informacji. Na jej podstawie powstał wykres pod tekstem – to jeden z tych wykresów, do którego od czasu do czasu warto wrócić.

Oto kilka obserwacji odnośnie tego wykresu:
1.     Schodząc poniżej ratingu inwestycyjnego (tj. poniżej oceny BBB-) wchodzimy w rating spekulacyjny, zwany potocznie „śmieciowym” (ang. junk), gdzie prawdopodobieństwo bankructwa emitenta skokowo wzrasta. Większość emitentów ma właśnie rating spekulacyjny (niższy niż inwestycyjny) lub też nie posiada go wcale, choć pewnie posiadałoby właśnie taki, gdyby zostali ocenieni.
2.     Niektórzy inwestorzy mówią: wiem, że emitent jest „taki sobie”, ale obligacja jest krótka, więc niewiele ryzykuję. Nic bardziej mylnego. Obligacje o najbardziej spekulacyjnym ratingu (linia CCC/C na wykresie) największe ryzyko generują właśnie w okresie pierwszych dwóch lat, gdzie prawdopodobieństwo upadku sięga prawie 40%. Jeżeli zatem emitent „przeżyje” pierwsze 3 lata to jest spora szansa, że przetrwa także kolejne.
3.     Bankructwa na rynku obligacji korporacyjnych to rzecz naturalna, choć występują one znacznie rzadziej wśród solidnych emitentów z ratingiem inwestycyjnym niż wśród emitentów o ratingu spekulacyjnym. Bankructwo to zatem kwestia czasu i statystyki a nawet rzecz cenna w świecie finansów, ponieważ oznacza naturalną eliminację z rynku najsłabszych graczy. Dywersyfikacja jest kluczem do minimalizacji ryzyka, dlatego też fundusze kupujące obligacje potrafią mieć w portfelu wielu emitentów o różnych ratingach.

Czy da się zatem wybrać tylko tych emitentów, którzy nie zbankrutują? Cóż… profesjonaliści wybierają tak wielu emitentów właśnie dlatego, żeby zminimalizować ryzyko, od którego nie da się całkowicie uciec. Ponadto benchmarki dla rynku obligacji o ratingu spekulacyjnym są jednymi z trudniejszych do pobicia (choć duży wpływ na to ma także niska płynność papierów). Można jeszcze próbować sprzedaż obligację zanim zaczną się problemy prawda? Niestety, rynek szybko zdyskontuje nadciągające problemy a nawet gdybyśmy wcześniej niż inni dostrzegli nadciągającą burzę, to zapewne natrafić możemy na problem braku płynności papieru. Nie bez powodu o polskim rynku obligacji korporacyjnych mawia się, że obligacje trzyma się „to maturity or to default”, czyli do zapadalności lub do bankructwa.

Warto skupić się zatem na wąskiej grupie emitentów o ratingu inwestycyjnym, która w Polsce jest dosyć nieliczna. Warto tu rozważyć bezpośrednią inwestycję (zakładając, że akceptujemy ograniczoną płynność papieru i znamy obligacyjne niuanse podatkowe). W przypadku pozostałych emitentów trzeba postawić na dużą dywersyfikację a najlepiej po prostu zająć ekspozycję poprzez fundusz lub ETF-a (choć tutaj w grę wchodzi jeszcze ryzyko kursowe).

JP

Informacja o Cookies

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zaakceptuj, by korzystać z serwisu.